sobota, 17 sierpnia 2013

ShowTime

Jesteś sam. Nie, tylko Ci się tak wydaje. Ty ze mną grasz i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Wyczułeś coś. Rozglądasz się dookoła. To na marne. Nie dostrzeżesz mnie. Ja Cię widzę. Widzę Twoje czujne spojrzenie, które i tak mnie nie znajdzie.
Bawmy się dalej!
Wiem że nie chcesz, lecz mi to sprawia przyjemność. Gra rozpoczęła się już dawno. Trwa już od Twojego przybycia tutaj. Wiesz w co się bawimy? Wiesz na czym polega ta gra?
Nie. To dobrze.
Lubię tą zabawę. Na śmierć i życie. Do ostatniej kropli krwi. Za chwilę nadejdzie finał. Ja zostanę zwycięzcą, ty przegrasz.
Jestem ShowTime. Bawmy się!

piątek, 26 lipca 2013

Przesłuchanie



- Słuchaj – szef spojrzał mi w oczy – Jesteś jednym z najlepszych,  żadne ze zjaw się ciebie nie imają. Dlatego wyznaczyłem ci to zadanie, choć wątpię czy wrócisz żywy. – skrzywiłem się, on to zauważył – Chłopie, dla nas najważniejsze są informacje jakie z niej wyciągniesz. Mimo wielu ludzi, którzy podjęli się tego zadania mamy zaledwie garstkę potrzebnych rzeczy. A teraz idź. -  pchnął mnie w kierunku blaszanych drzwi. Strażnik otworzył mi je i szepnął słówko otuchy. Odpowiedziałem mu skinieniem głowy. Wszedłem do ciemnego, małego pomieszczenia. Na samym środku siedziała młoda dziewczyna. Patrzyła się na mnie obojętnym wzrokiem. Przy ścianie stało mosiężne dębowe biurko, a na nim lampka i mały odbiornik, lecz nigdzie nie było potrzebnych papierów. Podszedłem do skraju biurka i kliknąłem przycisk na odbiorniku.
- Wiecie może gdzie się podziały karteczki? – spytałem i usadowiłem się w niewygodnym fotelu.
Po chwili usłyszałem zniekształcony głos- Już ci niesie. – Otworzyły się drzwi. Do środka wszedł blady chłopak. Nerwowym spojrzeniem przyglądał się dziewczynie.  Położył, lub wręcz rzucił mi papiery na blat i pospiesznie się wycofał. Kiedy już trzymał rękę na klamce, jego całe ciało zaczęło się trząść w agonii. Z ust toczyła mu się ślina i po chwili upadł, uderzając głową w ścianę. Z nosa trysnęła krew. Przez moment patrzyłem jak z jego oczu znika ostatni blask życia. Przeniosłem wzrok na dziewczynę. Ta uśmiechnęła się smutnie. Wziąłem niewielką kupkę kartek i przeleciałem wzrokiem. Wiele tu jest pytań, na których nie ma odpowiedzi. Dobra, spróbujmy. Poprawiłem się w fotelu.
- Zacznijmy przesłuchanie. Będę pani zadawał pytania, a pani ma na nie zwięźle odpowiadać. Rozumie pani? – Skinęła głową. – Dobrze. Czy pani ma takie… zdolności od dawna? – Ponownie skinęła głową. – Proszę odpowiedzieć słownie. – wzięła wdech i gorączkowo odgarnęła włosy z czoła.
- Odkąd tylko pamiętam. – powiedziała cicho. Wpisałem odpowiedz do notatnika.
- Czy pani robi to umyślnie?
- Nie! – krzyknęła rozpaczliwie – Nigdy! To nie moja wina! Wszyscy których kochałam też odeszli, czy ja mogłam to robić specjalnie? – łzy popłynęły po jej policzkach. Nawet nie wiecie jaki to był wzruszający widok. Chciałem po prostu podejść do niej i ją przytulić. Niestety prawo zakazuje kontaktów fizycznych z przesłuchanymi.
- Ej, chłopie! Dychasz? – z zamyślenia wyrwał mnie skrzeczący odgłos radia. Wcisnąłem guzik. – Wszystko w porządku. – usłyszałem tylko zduszone przekleństwo. Nie zwróciłem na nie uwagi. Jeszcze raz przyjrzałem się papierom. Nigdzie nie ma informacji o jej imieniu, to przecież głupie. Za chwilę poprawię błąd.
- Jak pani ma na imię? – spytałem grzecznie. Ona uśmiechnęła się blado, w jej oczach zalśnił chory blask.
- Zwą mnie okrutnym aniołem mroku,
bardzo trafne to określenie.
Sprawiedliwość jest w mym oku.
A niesienie zguby, to moje polecenie.

Światło wam ludziom zabieram.
Dostęp do nieśmiertelności grodzę.
Miłość, szczęście i nadzieję odbieram,
Nieszczęście, płacz i lamet rodzę.

Nie znam pojęcia miłości,
jestem niewidocznym duchem.
Więc nie okazuje nikomu litości.
Bo ja jestem morowym podmuchem.

Nie pominę żadnego człeka,
Przejdę przez najwyższe góry.
Nie powstrzyma mnie żadna rzeka.
Ani najmocniejsze mury.

Jestem każdą wojną,
przede mną nie ma ukrycia.
Dla mordu jestem krową dojną,
wrogiem dla wszelkiego życia.

Jestem prawdziwym głodem,
losu niefortunnym kołem,
i ciemności pierworodnym płodem,
bladym i wychudłym aniołem.

Jestem pierwszą i ostatnią zarazą.
Dotykam każdego, starego i młodego.
Jestem pierworodną skazą,
dla rodzaju ludzkiego

Jestem śmiercią, niszczycielką światów.
Pogromczynią radości i czerwonych róż.
Władczynią smutku, i grobowych kwiatów.
Zwiastunem wszystkich burz.



Stary Kwiatkowski wszedł do pokoju. Rozbryzgana krew, to dla niego normalka, lecz pierwszy raz spotkał się z aż taką plamą krwi i mózgu na ścianie. Zamoczył szmatkę w wodzie i zaczął wycierać ścianę, mrucząc pod nosem.
- Eh, dupki. Zachciało im się potworków. Mogli by wypuścić tą dziewczynę. Chyba tylko oni nie zauważyli, że na calutkim świecie nikt nie umiera, oprócz ich ludzi. Skończone palanty. – ponownie zamoczył szmatkę. Czeka go długa praca.

wiersz by Artem

czwartek, 18 lipca 2013

Sen 4.



Koszmar.
Tratwa się rozpada. Spadam w odmęty krwi. Widzę zaostrzone pale na dnie. W końcu Śmierć dopadnie i mnie. Poczułam kościsty uchwyt na ramieniu. Coś wciąga mnie na górę. Wynurzyłam się i spojrzałam na mojego „wybawiciela”.  Cały ociekał krwią, skóra odpadała mu płatami odsłaniając pracujące jeszcze organy. Sekundę później wszystko zamarło, umarł. Padł bryzgając krwią, a głowa nadziała się na stercząc pal. Do oczu napłynął mi nowy potok łez, krwawych łez. Fale wynurzają na brzeg ludzkie organy. Skierowałam swe kroki w głąb lądu.
Obudź mnie, nie chcę wiedzieć co będzie dalej….

Sen 3.



Sen.
Czy nikt nie słyszy mego płaczu? Moje łzy mieszają się z kroplami krwi w oceanie. Płynę na gnijącej tratwie. Trupy obok mnie wyglądają, jakby spały. Jęki zabitych nadal kołatają mi w głowie. Już nie wytrzymam. Na niebie ogniste strzały wyznaczają nowy szlak. Ciemność chce zabić Słońce, zabić Dzień. Kolejne łzy spływają mi po twarzy. Czy nie słyszysz mego krzyku? Kto mnie usłyszy? Kurwa, ja już więcej nie wytrzymam! Ratuj mnie! Fale niosą moją tratwę. Widzę ląd. Oby śmierć tam nie dotarła. Strzały które otaczały mnie, niby aureola uderzyły w ziemię. Wszystko zajęło się ogniem. Dlaczego?
Obudź mnie, proszę…

Sen 2.



Sen.
 Idę przez ciemny, bujny las. Na pniach wyryte są ludzkie twarze, powykrzywiane w grymasie bólu, strachu i złości. Na poskręcanych gałęziach wiszą łachy, które wcześniej były niezwykłymi szatami. Akompaniament krzyków i wrzasków towarzyszy mi od dawna. Zapomniałam już jak brzmi prawdziwa cisza. Idę dalej, przed siebie. Wychodzę z lasu. Widzę szybki nurt rzeki pełnej krwi. Przy błotnistym brzegu uwiązana jest gnijąca tratwa, a na niej zwłoki z żyletkami w oczodołach. Idę do nich. Śmierć która kroczy za mną nic im nie zrobi. Siadam przy nich i gładzę odpadającą skórę, gładzę rozpadającą się w rękach tkankę, gładzę kości, na których pozostała zaschnięta krew. Łzy płyną z mych złotych oczu, tworząc szlaki na brudnej twarzy.
Nie, już chcę się obudzić! Ratuj!

Sen 1.



Sen.
Ognista łuna przeszyła niebo. Moim krokom towarzyszy krzyk ludzi biednych i bogatych, starych i młodych, a każdy napełniony jest bezgraniczną rozpaczą. Śmierć nie wybiera. Twarze zabitych wirują mi przed oczami. Moje nogi stanęły na mokrej i gnijącej ziemi. Kołyszą ją fale. Jestem na jednym ze zmarłych, płynącym przez morze szkarłatnej krwi. Podnoszę głowę. Niebo goreje. Na czarnych chmurach płoną stosy, a na nich winni i niewinni ludzie. Śmierć nie wybiera. Kroczę dalej w błocie, w kałużach posoki, w ludzkim strachu. Na drzewach wiszą wisielce, a kruki wyjadają im wnętrzności. Kroczę dalej pośród zabrudzonych ruin, dawnej pięknej świątyni, wypełnionej złotem, gdzie pozostały tylko zgliszcza wyznawanych tam bogów. Przekraczam bramę miasta. Potępieńcze jęki cichną, nie ma już żadnej żywej duszy. Moja też od dawien dawna gnije, zaschnięta krew brudzi i pochłania wydobywające się z niej światło.
Czyż taki sen nie może trwać wiecznie?

Witam :3

Mikser wita i pozdrawia! :3

Będę tutaj zamieszczać wszystkie (moim zdaniem) ciekawe opowiadania i historyjki. Nigdy nie wiadomo kiedy wena napadnie człowieka, więc będę podawać gdzie i dla kogo pisałam tekst.

Możecie się tu spodziewać wszystkiego!
kanapka <3

Życzę miłej lektury :D